[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie, nie, nie, nigdy więcej - szeptała, próbując pominąć wzrokiem zapłakane oczy
mamusi. - Ona moich łez te\ nie widziała - uspokajała swoje sumienie.
Tatko szydził z Marka.
- Ale maminsynuś! Tylko jeszcze brakuje, \eby się schował za siostrunią.
Gabi wstała i pogłaskała chłopca po włosach.
- Przynajmniej małego zostaw w spokoju. Jeśli masz coś do mnie, to słucham, mo\esz
wyładować swoją złość.
- Zamknij się! - ryknął rozjuszony. Do pokoju weszła mama.
- Znowu się kłócicie?
Westchnęła z rezygnacją i zaczęła nakrywać do stołu.
- Twoja córka jest arogancka - fuknął.
- O co poszło? Machnął ręką.
- Ciągle odszczekuje i wszystko wie lepiej. Mama spojrzała na Gabi z wyrzutem.
- Co cię ugryzło? Od czasu tego wypadku zmieniłaś się nie do poznania. Jakby coś ci
się w głowie poprzestawiało. Masz nam coś do zarzucenia, to powiedz!
*
Gabi usiadła na stojącym przy piecu krześle, wzięła Marka na kolana i zaczęła go
lekko kołysać. To uspokoiło ich oboje.
- Nie słyszysz, matka do ciebie mówi! - wrzasnął tatko. Przytuliła twarz do główki
brata. Pachniał mydłem, delikatną dziecięcą skórą i miękkimi, jedwabistymi włosami.
- Dlaczego ty jej tego nie powiesz? - zapytała, nie podnosząc wzroku, jakby mamy nie
było w pokoju.
- Sama widzisz, zawsze kontra!
Postawiła Marka na podłodze i wstała.
- Ju\ mnie nie zastraszysz - skłamała. Z jej oczu ziała nienawiść i \ądza walki.
- Idę do Martie, odechciało mi się jeść.
*
Martie przychodziła do niej na korepetycje. Tatko był zmuszony wyrazić na to zgodę,
poniewa\ nie znalazł argumentu przeciw lekcjom.
*
Podczas ostatnich zakupów rzeznik Thormälen zÅ‚o\yÅ‚ Gabi propozycjÄ™.
- Przecie\ zawsze byłaś dobrą uczennicą. Twoja mama często z dumą opowiadała mi o
twoich szóstkach.
Dziewczyna odebrała od niego mięso.
- Teraz odbywam praktykę. Tylko w środy się uczę, wtedy mam zajęcia w szkole
zawodowej.
- Mo\e chciałabyś udzielać korepetycji naszej Martie? Sama nie daje rady. To
delikatne dziecko. Nie będzie stała potem za ladą. To nie dla niej.
Gabi z trudem stÅ‚umiÅ‚a Å›miech. Pani Thormälen odgarniaÅ‚a wÅ‚aÅ›nie tÅ‚usty kosmyk
siwych włosów ze swojej okrągłej, ró\owiutkiej twarzy. Szeroko rozstawione klapy jej
biaÅ‚ego kitla odsÅ‚aniaÅ‚y wydatny biust. Pan Thormälen, rosÅ‚y, ociÄ™\aÅ‚y mÄ™\czyzna, wycieraÅ‚
palce w fartuch, który ciasno opinał jego pękaty brzuch.
- Co ty na to? Oczywiście dobrze zapłacę.
Gabi ju\ miała odmówić, kiedy nagle otworzyły się drzwi prowadzące do prywatnych
pokoi paÅ„stwa Thormälen. Stanęło w nich delikatne, blade dziewczÄ…tko. DÅ‚ugie, czarne loki
okalały drobną twarz o wielkich, ciemnych oczach.
- Podejdz bli\ej, Martie, nie wstydz siÄ™!
Mę\czyzna, stęknąwszy z wysiłku, przykucnął i czule objął ją ramieniem.
- Maleństwo, Gabi Mangold mogłaby udzielać ci korepetycji, co ty na to?
Dziewczynka spojrzała na Gabi i w zamyśleniu wysunęła do przodu dolną wargę.
Co za niesamowite dziecko - przemknęło Gabi przez myśl. - Skąd ono się wzięło u
takich krzepkich rzezników? Nic dziwnego, \e ojciec nie widzi w niej swojego następcy .
Ona te\ go nie widziała.
- No powiedz, moje serduszko, podoba ci siÄ™ Gabi?
Przyjaznie uśmiechnęła się do małej. Ojciec nazwał ją swoim serduszkiem . Czuła,
\e pan Thormälen powiedziaÅ‚ to szczerze. JeÅ›li ktoÅ› chciaÅ‚by skrzywdzić Jego serduszko ,
chyba rozszarpałby drania na kawałki.
- Wygląda sympatycznie - stwierdziła Martie, jakby to było wystarczającym kryterium
oceny korepetytorki.
- Zatem dobrze - zgodziła się Gabi. - Mogę ci pomagać w poniedziałki i w piątki
wieczorem. Jestem przekonana, \e damy sobie radę. Na pewno umiesz się uczyć. Mo\e tylko
nie wiesz, jak to robić.
Od tamtej pory dwa razy w tygodniu Gabi udzielała Martie korepetycji niemal ze
wszystkich przedmiotów. Na poczÄ…tku sama chodziÅ‚a do Thormälenów, ale potem poprosiÅ‚a,
\eby mała przychodziła do niej.
- Muszę dodatkowo mieć oko na mojego młodszego braciszka, Marka - wyjaśniła ojcu
dziewczynki.
- Naturalnie, twoja mama pewnie cieszy siÄ™, \e ma takÄ… dorosÅ‚Ä… córkÄ™ - pan Thormälen
odciął kawałek metki i zawinął ją w pergamin.
- Masz tu na kolacjÄ™. BÄ…dz jednak tak dobra i odprowadzaj Martie z powrotem. Nie
chciałbym, \eby chodziła sama po nocy.
- Będę na nią uwa\ać - obiecała.
W drodze do domu rzuciła okiem na zegarek. Przebycie odległości od drzwi rzeznika
do drzwi ich mieszkania zajęło jej dokładnie osiem minut. Jeśli się pospieszy, zdoła skrócić
ten czas o połowę. Gabi postanowiła strzec Martie jak oka w głowie. Nie mo\e ją spotkać nic
złego...
*
Siebie nie zawsze mogła ochronić. Zdawała ju\ sobie z tego sprawę, wypowiadając
tatce wojnę. Nie miała wiecznie no\a pod ręką.
Wcią\ była czujna i gotowa do ucieczki. W najgorszą ulewę szła z mamą na zakupy,
unikała ka\dej okazji, \eby zostać z nim sam na sam. Kiedy był pijany, zabierała wieczorem
Marka do swojego łó\ka. Teraz, gdy chłopiec ju\ podrósł, tatko bał się mieć go za świadka. A
[ Pobierz całość w formacie PDF ]