[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pasterz skazany na banicję i on miał właśnie tą kozę.
-A skÄ…d to wiesz
-Mówią o tym wszystkie zwierzęta. Ja znam ich język. Faun był moim przyjacielem.
Pokażę ci coś chodz ze mną do mojej prywatnej groty.
Rodberger niech tu zaczeka, nie za długo obmywa tę ranę nad tym strumykiem.
Przedzierali siÄ™ przez gÄ…szcz czerniny.
Co to za rozległe drzewo.
Te drzewo podobno zostało zasadzone od gałązki drzewa poznania dobra i zła. Słynne
było z tego że owocem z tego drzewa wąż skusił Ewę. A Ewa pózniej Adama. Ale to
chyba jakieÅ› podanie.
Nagle ich oczom ukazała się kolejna jaskinia.
Weszli do środka.
Szaleniec szedł pierwszy. Gdy znalezli się w rozległej komnacie, Lukiulius gestem ręki
Pokazał Gumajnowi aby ten zaczekał tu na niego.
Po chwili z powrotem przyszedł do niego tym razem z obszernym workiem.
-Umiesz odplątać ten worek.-spytał się szamana.
Wywlekli wór na zewnątrz. Chwilę się z nim tarmosili, ale na nic to wyszło sznur był
chyba cynowy. Postanowili go chwilę powlec i rozedrzeć o ostre kolce cierni.
A co w tym worze jest- spytał ciekawy szaman.
A tam siedzi Szydło, moje oczy i uszy. Musiałem go włożyć do wora bo sprawiał mi
problemy - odpowiedział szaleniec. Był on średniego wzrostu szatynem o świdrujących
niebieskich oczach, ogorzałej i suchej twarzy poprzetykanej licznymi zmarszczkami.
Na sobie miał kapotę zszytą z kawałków różnobarwnych materiałów a także lekko
przewiewną włosiennicę. Na nogach miał drewniane chodaki.
Natomiast szaman miał na sobie przewiewny kożuch ze skóry rysia oraz mnóstwo
pazurów i zębów dzikich zwierząt oplecione sznurkiem i przywiązane do szyi. Na
nogach miał sandały.
Był dość wysokim rudzielcem z bokobrodami i bródką oraz zielonych oczach.
-Na, co ci potrzebne te Szydło.
-Potrzebny mi do tego, aby wskazał niebezpieczną drogę do Galfiesza, który mieszka
na szczycie góry w zarośniętym zamczysku. Niestety w tych okolicach przebywa
szalone ciele bez głowy.
A tylko Szydło może go zwieść na manowce.
Nagle z wora wygramolił się zręcznymi ruchami włochaty stworek z zębami jak
brzytwy i czupryna z piór. W umyśle szamana wzrastał niepokój. Strach wzmógł się w
nim tym bardziej że
stworek patrzył na niego złowrogim wzrokiem przy tym klaskając i ocierając z energią
ręce.
Jego ogon wyglądał jak bicz i w przeciwieństwie do reszty ciała, które były pokryte
37
sierścią on był pokryty łuskami.
-Idziemy po Rodbergera. Mam nektar i maściło one pomogą wojownikowi, znalazłem
je w starej szafie wszędzie ich szukałem i akurat dziś znalazłem.
Nagle nadleciała sowa co patrolowała teren na usługach Lukiuliusa. Siadła mu na
ramieniu.
Trzasnęły gałęzie zza drzewa wyszedł Malczak.
Opowiedział im jak to zdołał się uchwycić jakiegoś zwierza, który kopal norę i jak go
zaprowadził w wyższe kondygnację. Ale musiał go zaczepić kawałkiem liany. Gdy
dostał się wyżej stad już było bliżej do wyjścia i po niewielkich korzeniach i konarach
dostał się na zewnątrz, musiał się spieszyć bo uskok się zrastał.
Poszli po Rodbergera.
Zebrani wszyscy na brzegu rzeki ustalili że pójdzie z nimi upiór leśny jaki się pojawił
obok
Rodbergera na drzewie. Był to Palewicz. Który niezle namieszał w głowie i nastraszył
wojownika.
Musimy się dostać do zamku bo tylko Galfiesz może nam pomóc przywrócić ład i
porzÄ…dek
Na tym wielkim terenie i we wsiach, w lesie i na połoninach.
Straszydło uciekło w las po drzewach, Szydło oraz Milc, sowa szaleńca również.
Wojownicy wyjęli potrzebne bronie wśród których Rodberger, łysawy blondyn z
rogatym hełmem miał potężny topór i żelazny miecz, Malczak miał tomahawk i tarczę
, Lukiulius kościany harpun, Gumajan kostur i łuk.
Na pierwszy rzut postanowili chwycić złotą sarnę, która przebiegła im pod nosem
Ale on ją już ktoś ścigał. Aowcą był Galfiesz, który przy sobie miał rusznicę a na
głowie
czarny kapelusz , jechał na pstrym koni. Włosy mężczyzny miał jakby odcień lekko
granatowy.
Głowa jego była okrągła, lekko łysiejąca.
-Zapraszam was do mojego zamku.
Pojawiło się stado koni, których garstkę wędrowcy szybko schwytali i ujezdzili.
Galfiesz był ubrany w skórzano-aksamitny płaszcz, który powiewał w chłodnym
wietrze
Prowadził grupę naprzód do swojego rozległego miasta, które rozlegało się po
drugiej stronie góry.
-Miasto moje tętni życiem na pewno znajdziecie tam miejsce do zamieszkania.
Obserwowałem was od dłuższego czasu i będziecie moją gwardią przyboczną.
To on- krzyknÄ…Å‚ Lukiulius-To Manhain.
38
[ Pobierz całość w formacie PDF ]