[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Na szczęście stopniowo odzyskiwała spokój ducha. Czuła
się teraz znacznie bardziej dorosła. Stała się pewna siebie
i mniej nieśmiała w kontaktach z ludzmi. W tym smutnym
okresie dojrzała emocjonalnie i okrzepła. Nie przestała tęsk
nić za Marcusem. Boże, jak ona za nim tęskniła!
Właśnie kończyła skracać drugi rękaw przerabianej koszu
li, kiedy usłyszała dzwonek od frontu, gdzie miała malutki
kantorek, w którym przyjmowała klientów. Odłożyła koszulę
na stolik i z przyklejonym do twarzy uśmiechem podeszła do
drzwi. Nie zwróciła uwagi na to, że gość nie wszedł do
środka, jak to robili wszyscy jej klienci.
Kiedy zobaczyła kto to, wrosła w ziemię i nie mogła wy
krztusić słowa. W progu stał Marcus. Schudł w ciągu ostat
nich miesięcy, a cierpienie wycisnęło na jego twarzy swoje
piętno.
- Witam, panie Carrera - rzuciła, gdy wreszcie odzyskała
mowę, a jej zielone oczy zalśniły z radości.
Marcus dostrzegł ten błysk i odetchnął z ulgą.
- Wiem kim jesteś, Delio - powiedział cicho. - Wiem też,
co się wydarzyło, bo odzyskałem pamięć. Na szczęście stało
się to, zanim kolejny zabójca nasłany przez Delucę zdążył
mnie zabić.
208 NIEBEZPIECZNA MIAOZ
Popatrzyła na niego czule.
- Tak się cieszę, że chybił.
- Przypuszczam, że nie wiedziałaś, co się dzieje, prawda?
- Marcus uśmiechnął się. - Mogę wejść? - zapytał, rozgląda
jąc się dyskretnie. - Nigdy dotąd nie byłem ośrodkiem tak
powszechnego zainteresowania. Czuję na sobie wzrok całego
miasta.
- Oczywiście, wejdz - powiedziała i cofnęła się, żeby go
wpuścić, a potem starannie zamknęła drzwi.
- Wpadłem do komisariatu i spotkałem się z Cashem
Grierem - wyjaśnił Marcus.
- Znasz naczelnika naszej policji? - zdumiała się Delia.
- Tak. Jeden z facetów, którzy zimą porwali jego żonę,
Tippy, pracował dla mnie przez jakiś czas. Dzięki mnie FBI
mogło go schwytać - dodał.
Delia nie wiedziała, co powiedzieć. Nie wiedziała też, po
co przyjechał.
- Ożeniłeś się? - zapytała sztucznie obojętnym tonem.
- Ja?!
- No przecież Roxanne Deluca mówiła, że byliście za
ręczeni.
- Tak mi powiedziała, kiedy straciłem pamięć. Jej ojciec
szykował wtedy kolejny zamach na moje życie - odparł Mar
cus. - Znałem wcześniej Roxanne, ale nigdy nie byliśmy
zaręczeni. Próbowała mi to wmówić, żeby na mnie zastawić
pułapkę.
- Ale... dlaczego? - dopytywała się Delia. - Nic z tego
nie rozumiem.
Marcus przysiadł na brzegu biurka i przyjrzał jej się uważ
nie. Obcięła piękne jasne włosy. Skrzywił się, bo podobała
mu się ich długość. Ubrana była w prostą, codzienną sukien
kę, którą pewnie sama uszyła. Sprawiała wrażenie osoby,
NIEBEZPIECZNA MIAOZ 209
która nie dba o wygląd i której przestało zależeć na tym, by
się komukolwiek spodobać. On za to odpowiadał. Zrobiło mu
siÄ™ przykro.
- Wytłumacz mi, o co chodzi - poprosiła, bo peszył ją
jego badawczy wzrok.
- Pomagałem FBI przymknąć Freda Warnera.
- Wiem.
- Ach tak? Fred prał pieniądze dla Deluki, który zamie
rzał wprowadzić się na Paradise Island i otworzyć własne
kasyno. Możesz sobie bez trudu wyobrazić, jakiego rodzaju.
Tak czy inaczej, Fred już wcześniej prał pieniądze dla jedne
go z większych karteli narkotykowych w Kolumbii.
- To oni zabili twojego brata - wtrąciła Delia.
Marcus spojrzał na nią ze zdumieniem.
- Pewnie ci to mówiłem. - Uśmiechnął się przepraszają
co. - Niektóre rzeczy ciągle jeszcze mi się mieszają. Tak,
zamordowali Carla, kiedy powiadomił FBI o kolejnym ła
dunku kokainy. Wstrzyknęli mu śmiertelną dawkę narkotyku,
żeby to wyglądało na przedawkowanie, ale lekarze sądowi
nie dali się oszukać.
- Czy on też pracował dla FBI? - zapytała.
Marcus sposępniał.
- Nie. Chciał się tylko odegrać na facecie, który go w to
wszystko wciągnął. Był nim twój stary znajomy, Fred War
ner - odparł.
Delia westchnęła. Więc to tak! Teraz wszystko było jasne.
- Kolumbijski kartel, dla którego Fred prał pieniądze,
postanowił się zemścić za przechwycony transport. Namie
rzyli mojego brata i zabili go - mówił dalej Marcus ze smut
kiem. - Wtedy przysiągłem sobie, że dopadnę Freda i wy
równam rachunki. Postanowiłem złożyć mu propozycję
współpracy ze mną i z Delucą. Z Delucą rzeczywiście nawią-
210 NIEBEZPIECZNA MIAOZ
załem kontakt, po czym wciągnąłem w to FBI, jeszcze zanim
się zgłosiłem do Freda.
- Ale cokolwiek byś zrobił, nie wrócisz życia twojemu
bratu - powiedziała ze współczuciem Delia.
- Nie - przyznał ze smutkiem Marcus. - Gdyby machnął
ręką na tego przeklętego Warnera i nie zawiadamiał FBI o ła
dunku kokainy, żyłby do dziś.
- Postąpił słusznie, i ty o tym wiesz.
- Owszem, postąpił słusznie, ale zapłacił za to ży
ciem. - Marcus westchnął. - Nie mogłem pojąć, czemu nie
potrafił zerwać z nałogiem. Ja czasami palę cygara, ale
w każdej chwili mogę przestać. Nie popieram uzależnień
i nie mam żadnych nałogów. Carlo był inny.
- Znam ludzi, którzy piją i nie potrafią przestać - powie
działa Delia. - Zawsze uważałam, że alkoholizm i narkoma
nia biorą się z braku równowagi chemicznej w organizmie.
Moim zdaniem nałogowcy to ludzie o skłonnościach depre
syjnych, którzy rozpaczliwie szukają czegoś, co poprawi im
nastrój. Tymczasem skutek bywa na ogół odwrotny i depresja
się pogłębia.
Marcus uważnym spojrzeniem obrzucił jej twarz.
- To mi się w tobie podoba. Nie ferujesz wyroków, tylko
próbujesz znalezć przyczyny, dla których ludzie postępują
tak, a nie inaczej. A ja od razu strzelam z biodra.
- Myślałam, że nic ci się we mnie nie podobało.,
ZacisnÄ…Å‚ usta na wspomnienie ich ostatniej rozmowy na
Bahamach.
- Cieszę się, że wpadłeś - powiedziała, odwracając
się - ale muszę wracać do pracy.
- Delio!
Nie chciała go już więcej widzieć. Było to dla niej zbyt
bolesne. Przemogła się jednak i spojrzała. Dopiero wtedy
NIEBEZPIECZNA MIAOZ 211
zauważyła, że trzyma w ręku torbę. Zawahał się, po czym
podał ją Delii. Postawiła ją na biurku, a kiedy ją otworzyła,
łzy oślepiły ją na moment. Zamrugała więc, a potem wolno
rozłożyła prezent na biurku.
Była to prześliczna patchworkowa narzuta na łóżeczko
dziecinne. Na jednym z kwadratów wyhaftowano teksański
krajobraz, na innym port w Chicago. Była też wieża Sinobro
dego w Nassau i domek nad oceanem. Na kolejnych widniał
jacht, kobieta zszywająca patchwork, mężczyzna wycinający
wzory. Była też para, trzymająca się za ręce nad brzegiem
morza, z księżycem w tle. Centralny fragment przedstawiał
dzieciątko w białej koronkowej sukience i czepeczku, ze zło
tÄ… aureolÄ….
- Nasze dziecko... - szepnęła.
- Tak - powiedział Marcus ze smutkiem. Miał łzy
w oczach.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]