[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Erasmus Jones też nie wierzył w miłość. Rozumiał jednak, co to pożądanie, i chciał
uchronić młodą kobietę od okropnego małżeństwa. Ojciec Isabel Harkin zamierzał ją wydać
za naszego łotra.
- Za Barnabusa Selbourne'a?
- Tak. wygląda na to, że Selbourne znany był jako człowiek gwałtownego
usposobienia. Zdążył owdowieć trzykrotnie, zanim zaproponował ojcu Isabel królewską
zapłatę za rękę córki. Trzy poprzednie żony zmarły przedwcześnie, a ich małżeństwa były,
jak mówiono, bardzo krótkie i nieszczęśliwe.
- Selbourne je zamordował? - spytała cicho.
- Do takiego wniosku doszedł Erasmus. I, jak już wspomniałem, postanowił uratować
Isabel od podobnego losu. Tak więc uciekli razem. Gdy wrócili, jako małżeństwo, ojciec
Isabel był wściekły, ale to było niczym w porównaniu z wściekłością Selbourne'a. Mój
pradziadek napisał w dzienniku, że zachowywał się tak, jakby utracił upatrzony łup.
- Co za okropne porównanie.
- Erasmus zauważył, że między poprzednimi żonami Selbour - ne a i Isabel istniało
uderzające podobieństwo. Miały ten sam kolor włosów, oczu, sylwetkę...
- Innymi słowy, Selbourne miał obsesję na punkcie kobiet wyglądających jak Isabel.
- Od ślubu nie minął rok, gdy dwukrotnie próbowano zamordować mego pradziadka.
Podejrzewał naturalnie, że kryje się za tym Selbourne, ale nie miał na to dowodów. Potem
Selbourne próbował zabić Isabel. Wówczas Erasmus uznał, że nie pozostaje mu nic innego,
jak tylko go zamordować.
- W jaki sposób to zrobił? - spytała Lucinda, zafascynowana historią.
- W ten najbardziej staromodny. Pojedynek o wschodzie słońca. Selbourne został
poważnie ranny i dwa dni pózniej zmarł. Tyle że zdążył przygotować zemstę na wypadek,
gdyby nie przeżył pojedynku. I wymyślił sposób, który pozwala mu mścić się zza grobu.
- Co takiego?
- Kilka tygodni po pojedynku w ręce mego pradziadka wpadł ten oto niewielki tomik.
Krążyły pogłoski, że to zaginiony notes, należący ni mniej, ni więcej tylko do Sylvestra
Jonesa. Erasmus oczywiście ogromnie się nim zainteresował i zabrał się natychmiast do
rozszyfrowania kodu.
- Udało mu się? Caleb odłożył notes na stół.
- Po kilku tygodniach pracy zdołał przetłumaczyć pewne fragmenty, ale tekst nie miał
sensu. Doszedł więc do wniosku, że w pierwszym kodzie kryje się jakiś inny szyfr, i
próbował go odnalezć. Mijały miesiące, a on miał coraz większą obsesję na punkcie
odczytania kodu z notesu. Bardzo szybko postradał zmysły. A niedługo potem zmarł.
- Co się z nim stało?
- W końcu podpalił laboratorium, wyskoczył przez okno i skręcił sobie kark. - Caleb
odchylił głowę, dotykając nią oparcia krzesła. Zamknął oczy. - Przedtem jednak upewnił się,
że dziennik i ten notes zostaną przechowane w rodzinie dla tych, którzy urodzą się z takim
talentem, jakim on sam dysponował.
Lucinda się wzdrygnęła.
- Co za tragedia. Caleb otworzył oczy i upił nieco brandy. Odstawił szklankę na stół.
- I tak zrodziła się rodzinna legenda.
- Ci mężczyzni w rodzinie Jonesów, którzy przychodzą na świat z talentem podobnym
do twojego, zostaną doprowadzeni do obłędu przez ich własne zdolności psychiczne?
- Tak.
- Naprawdę myślisz, że w tym notesie jest coś, co przyprawiło twego pradziadka o
utratę zmysłów?
- Tak. - Dolał sobie brandy.
- Wierzysz, że autorem tego notesu jest Sylvester?
- Nie. Prawie na pewno został sfabrykowany przez Barnabusa Selbourne'a.
- Ale jak książka może wpędzić kogoś w obłęd? - spytała.
- Myślę, że to jest związane z szyfrem. - Caleb obracał w dłoni szklankę z brandy. -
Złamanie go stało się dla Erasmusa koniecznością. Szukając go, coraz bardziej zagłębiał się w
labirynt rozmaitych możliwości i nigdy niczego nie znalazł. Zdawał sobie sprawę, że traci
zmysły, lecz w jakimś momencie nabrał pewności, iż jedynym sposobem na uniknięcie tego
losu jest zbadanie tajemnicy notesu. W końcu to go zgubiło.
Lucinda pochyliła się i położyła dłoń na jego udzie. Ciepły dotyk jej ręki cudownie go
uspokoił.
- Mówisz tak, jakby ta książeczka rzuciła na twego pradziadka jakiś urok - zauważyła
łagodnym tonem. - A przecież nie wierzysz w magię, Calebie.
- Nie. Ale wierzę w siłę obsesji. Niech Bóg mi dopomoże, Lucindo. Od miesięcy
jestem pogrążony w chaosie tego okropnego notesu.
- Spal go - oświadczyła stanowczo.
- Gdybym tylko potrafił. Myślę o tym każdego dnia i każdej nocy. Nie zliczę już, ileż
to razy rozpalałem ogień na kominku i próbowałem wrzucić notes w palenisko.
- Co cię powstrzymuje? - spytała. Popatrzył na nią.
- To samo, co powstrzymywało Erasmusa. Wiem, że to brzmi dziwacznie i
nieracjonalnie, ale mój talent podpowiada mi, że nie odważę się zniszczyć tej książeczki,
dopóki nie odkryję jej sekretów.
- Dlaczego?
- Nie umiem tego wyjaśnić, ale wierzę, że nawet jeśli ten notes może mnie
doprowadzić do śmierci, to jednocześnie jest w nim jedyna moja nadzieja na uniknięcie
ciążącej nade mną klątwy.
- Hm... Dokończy! brandy i odstawił szklankę.
- Nie bardzo wiem, jakiej reakcji oczekiwałem, ale  hm... to trochę za mało.
Poczuł się dziwnie rozczarowany. Wprawdzie powiedział sobie, że nie chce jej litości,
lecz mogłaby mu okazać nieco więcej współczucia. Zanim zdołał się pogodzić z jej reakcją,
Lucinda sięgnęła po notes i go otworzyła.
- Aha... - odezwała się, wolno przewracając kartki. - Interesujące.
Caleb chwycił poręcze krzesła i zerwał się na nogi. Potrzebował kolejnej porcji
brandy.
- Miło słyszeć, że ta piekielna książka wydaje ci się interesująca - stwierdził. Podniósł
karafkę i nalał sobie dużego drinka. - Zwłaszcza, że wątpię, żebyś była w stanie przeczytać
choćby stronę tytułową. Napisana jest tym samym diabelnym szyfrem, co cały notes.
- Nie umiem jej przeczytać - powiedziała, spokojnie odwracając kolejną kartkę. - Ale
mogę cię zapewnić, że nie doprowadzi nikogo do utraty zmysłów.
Niemal upuścił karafkę. Przez chwilę stał nieruchomo, wpatrzony w nią.
- Skąd to wiesz? - odezwał się w końcu. Przerzuciła jeszcze parę stron.
- Masz rację w kwestii notesu. Rzeczywiście to on przyprawił twojego pradziadka o
obłęd, ale wcale nie przez to, że zwabił go w chaos wytworzony niemożliwym do
rozszyfrowania kodem.
Zapomniał w jednej chwili o brandy. Stał, patrząc na nią niczym zahipnotyzowany.
- A więc jak? - spytał. Nawet dla niego samego jego głos brzmiał chrapliwie i dziko.
- Trucizna, oczywiście.
- Trucizna? Zmarszczyła nos.
- Wszystkie kartki tej książki są nią nasączone. Najprawdopodobniej papier był
najpierw moczony w jakiejś miksturze i, dopiero gdy wysechł, autor chwycił za pióro. Ilekroć
twój pradziadek odwracał stronę, wchłaniał kolejną porcję trucizny. Podejrzewam, że
Selbourne używał rękawiczek, gdy pisał te bzdury. Na szczęście dla ciebie te kartki mają już
ponad sto lat.
Nagle uświadomił sobie, że Lucinda trzyma notes gołymi rękoma.
- Do diabła, Lucindo! Odłóż to! Popatrzyła na niego, nie rozumiejąc.
- Dlaczego? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl
  • Strona Główna
  • Acland Floyer Andrew Doskonale umiejetnosci interpersonalne(1)
  • Doskonalenie Międzyludzkiej Komunikacji E[1]. Tierney
  • Brown, Fredric La Mente Asesina de Andromeda
  • Jelenska Emma Obraczka
  • Gibson William Trylogia Ciagu 03 Mona Liza Turbo
  • Susan Sontag Odrodzona. Dzienniki. tom 1
  • James Julia śÂšwiat luksusu(1)
  • Trzaska Aleksander Klub Masztalskiego t.3
  • Brian Kate Megan Przewodnik Po ChśÂ‚opcach CAśÂOśÂšć†
  • Chris Manby Wojny w SPA
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orla.opx.pl