[ Pobierz całość w formacie PDF ]
chciał zamienić ze mną słowo... - Urwał, zauważywszy otwartą teczkę. - Czego
szukałaś? - warknął.
- 85 -
S
R
Postanowiła chwycić byka za rogi.
- Jaki jest twój związek z grupą Matterhorn? - zapytała stanowczo.
- Jestem jej właścicielem - burknął krótko.
To by wyjaśniało przyczyny jego obecności w Cartel Wines.
- Rozmawialiśmy o przejęciu Cartel Wines przez Matterhorn. Dlaczego nie
powiedziałeś mi wtedy całej prawdy?
- Właśnie straciłaś pracę. Moment nie wydał mi się odpowiedni.
Tina nie wydawała się przekonana.
- W piątek wieczorem wiedziałeś, że straciłam pracę.
- Pewnie, sama mi powiedziałaś.
- Musiałeś wiedzieć już wcześniej.
- Dlaczego tak uważasz? - Uniósł brwi.
- Jako szef grupy Matterhorn z pewnością miałeś świadomość, że twój zespół
promocyjny przejmie wszystkie moje obowiÄ…zki, a ja wylÄ…dujÄ™ na bruku.
- Jako szef Matterhornu podejmujÄ™ tylko kluczowe decyzje strategiczne. -
Mówił powoli, jak do niezbyt rozgarniętego dziecka. - Brak mi czasu na angażowanie
się w szczegóły funkcjonowania firmy. Od tego mam menedżerów.
Tinie zrobiło się głupio.
- Oczywiście... - przyznała. - Przepraszam.
Jak mogła podejrzewać go o coś takiego? Przecież doskonale wiedziała, że
wielkich szefów drobiazgi nie interesują. Tylko po co robił jej zdjęcia?
- Widzę, że wpadły ci w ręce fotografie - zauważył, jakby czytał jej w myślach.
- Jak pamiętasz, gdy zobaczyłem cię po raz pierwszy, musiałem wyjechać w
interesach. Znałem wtedy twoje imię i nazwisko, domyśliłem się też, że pracujesz dla
Cartel Wines. Podstawowych informacji udzielił mi De Vere. Pragnąłem jednak
wiedzieć o wiele więcej, więc opłaciłem detektywa, który miał się dowiedzieć o tobie
wszystkiego. To on zrobił zdjęcia. Przykro mi, ale to był jedyny sposób...
Tina sprawiała wrażenie szczerze zdezorientowanej.
- Nadal nie rozumiem, skąd ten pośpiech. Przecież dział kadr firmy dysponuje
moim adresem, odszukałbyś mnie bez trudu...
- 86 -
S
R
- Powiedzmy, że nie lubię czekać. - Chwycił ją w ramiona i mocno pocałował w
usta. - Może pójdziemy na górę? - zaproponował.
- Przypominam ci o rozmowie z wielebnym.
- Masz rację, oczywiście. Jesteś niesłychanie praktyczną kobietą. Po
dopełnieniu formalności poświęcimy sobie niepodzielną uwagę, co ty na to?
- Chętnie - zgodziła się z mocno bijącym sercem.
- Zatem chodzmy.
Ręka w rękę ruszyli do pokojów pastora, który mieszkał przy kaplicy.
- Jeśli nie masz nic przeciwko temu, zorganizujemy uroczystość z samego rana,
dobrze? - zaproponował Richard.
- Skoro ci na tym zależy....
- Powiedzmy, o dziesiątej. Dzięki temu zaraz po lunchu wybierzemy się do
Anders Cross na zakupy. Znajdziemy ci jakieÅ› Å‚adne ubranie.
Gdyby zrobili zakupy z rana, a po południu wzięli ślub, wystąpiłaby w nowej
sukni. Otworzyła usta, aby podzielić się z nim tą myślą, lecz bez słowa zamknęła je z
powrotem. Nie było sensu nalegać. Richard pewnie nie uświadamiał sobie, że dla niej
ślubny strój miał znaczenie, jemu zapewne było obojętny.
Pastor, niski, tęgi i pogodny staruszek, powitał ich z otwartymi ramionami i
zaprosił do pogrążonej w półmroku kaplicy, w której pachniało woskiem i lawendą. Po
chwili wzrok Tiny przyzwyczaił się do przyćmionego światła. Na tylnej ścianie ujrzała
organy, a w oknach piękne witraże. Westchnęła z zachwytem. To miejsce wydawało
się idealne na ślub. Posłała Richardowi spojrzenie pełne miłości i wdzięczności.
Po omówieniu formalności wielebny Peter skierował wzrok na Richarda.
- Ogromnie się cieszę, że postanowiłeś skorzystać z obrączek po rodzicach -
oświadczył z uśmiechem. - Twoja matka byłaby zachwycona. A propos twojej matki...
Rozmyślałem o drugim testamencie, sporządzonym przez nią w mojej i Hanny
obecności... - Duchowny nie zauważył ostrzegawczego spojrzenia Richarda i mówił
dalej: - Uświadomiłem sobie, że mógł się zaplątać między dokumenty kościelne, które
wówczas czytała, więc gdybyś zechciał poświęcić chwilę...
- Wolałbym zająć się tym pózniej - przerwał mu
Richard i objął Tinę w talii. - Właśnie wybieraliśmy się na spacer.
- 87 -
S
R
- Jeżeli to coś pilnego, pójdę przodem, a ty mnie dogonisz - zaproponowała.
- Na pewno nie będziesz miała nic przeciwko temu? - spytał, wyraznie
rozpogodzony.
- Ależ skąd.
- Zatem przejdz się ścieżką wokół fosy i idz do bukowego lasku. Zaraz do
ciebie dołączę.
Pochylił głowę i złożył na jej ustach pocałunek.
Nieco zarumieniona, pożegnała się z pastorem i opuściła kaplicę. Na mostku
przystanęła, aby przez chwilę chłonąć piękno krajobrazu, pierzastych chmur na
błękitnym niebie, kamiennych murów obronnych, których odbicie mogła podziwiać w
spokojnej wodzie.
Minął kwadrans. Richard nie przychodził.
Przez chwilę obserwowała tłustego karpia, który powoli sunął pod wodą.
Trochę pospacerowała i w końcu postanowiła usiąść. Ogarnęła ją senność, więc
położyła głowę na kępie trawy i zamknęła oczy. W półśnie usłyszała tupot końskich
kopyt. Zaintrygowana, usiadła i się rozejrzała, prawie pewna, że Richard postanowił
zabrać ją na konną przejażdżkę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]