[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Petersów. Z irytacją uświadomił sobie, że skrzyżowanie jest coraz bliżej, a nigdzie nie widzi
charakterystycznego pojazdu. Gdyby wcześniej zjechał z głównej drogi, zapewne dałoby się
to zauważyć. Za kolejnym zakrętem pojawił się oczekiwany rozjazd. Niemal w ostatniej
chwili, między drzewami po prawej, Powellowi mignęła niebieska karoseria.
Mam cię sukinsynu włączył światła na dachu i sygnał. Pulsujące wycie syreny
rozniosło się dalekim echem.
Ciekawe, który z nich siedział za kierownicą? Frank? Connors? Lex? Jeśli chcieli, żeby
d Elvis wyniósł się z miasta, po co kradli jego samochód? A może to kolejny zbieg
okoliczności? Co przeoczył? Gdzie popełnił błąd? Wraz ze zmniejszaniem się dystansu
między jego crown victorią a skradzionym fordem niepokój Powella narastał.
Wreszcie drugi kierowca najwyrazniej uznał, że nie jest w stanie zostawić w tyle
policyjnego wozu. Zaczął wyraznie zwalniać i w końcu zjechał na pobocze. Szeryf zatrzymał
się paręnaście jardów dalej i wyłączył syrenę.
Powoli otwórz drzwi, wyjdz z samochodu z podniesionymi rękami i połóż się na ziemi
tak, żebym cały czas cię widział rozkazał przez głośnik.
Faktycznie drzwi forda otworzyły się i jego kierowca skrupulatnie zastosował się do
poleceń. Sądząc po sylwetce, nie był to ani Peters, ani tym bardziej Connors. I również raczej
nie Lex, chociaż tu nie dałby już głowy. Powell sięgnął po broń i powoli wyszedł z wozu.
Ostrożnie zbliżył się do skradzionego auta i upewnił się, że nikt nie ukrył się w środku.
Pózniej spojrzał na leżącą na asfalcie postać. W ciszy rozległ się przenikliwy dzwonek
telefonu komórkowego.
... kazał mi go zabrać doszedł go trzęsący się głos od strony stóp. Mówił, że to dla
dobra miasta i że w ten sposób naprawię to, co zrobiliśmy wtedy w lesie. Miałem go pózniej
odprowadzić.
Telefon nie przestawał dzwonić. Powell zrozumiał. Nie oglądając się na rozpłaszczonego
na ziemi syna Lexa, rzucił się z powrotem do samochodu.
Wtorek, godz. 20:37
Auto d Elvisa było tylko przynętą. Gdy Powell wreszcie odebrał telefon, spanikowany
fotograf powiadomił go, że przeżywa istne oblężenie. Zabarykadował się w mieszkaniu
szeryfa, ale nie wiedział jak długo wytrzyma sprzęt, którym pozastawiał drzwi i okna. Za
oknem słyszał już nawet pogróżki, że puszczą budynek z dymem. Ale czy mógł odważyć się
wyjść do nich, skoro... Skoro oni chcieli go zabić.
Szeryf zajechał pod dom akurat w momencie, kiedy otwierały się drzwi i przy
akompaniamencie zachęcających okrzyków, Lex wyprowadzał z mieszkania szamoczącego
się d Elvisa. Wszystkie okna były powybijane najwyrazniej napastnik dostał się do środka
przez jedno z nich. Przed budynkiem zebrała się spora grupka miejscowych, prym wiedli
oczywiście stary Peters i Connors. Część z zebranych miała przy sobie kije i broń palną. Ku
zdumieniu Powella wśród zgromadzonych mignęła także twarz wielebnego Chadwicka.
Pastor miał ten sam nieobecny wyraz oczu, co wcześniej w kościele.
Malcolm wyciągnął broń z kabury i wysiadł z crown vica.
Co się tu, do diabła, wyczynia? wrzasnął.
Spojrzenia ludzi zwróciły się na niego. Zapanowała cisza.
Frank, Connors, Lex Powell resztkami sił trzymał nerwy na wodzy jesteście
aresztowani pod zarzutami napaści, współudziału w kradzieży samochodu, włamania i
usiłowania zabójstwa. A to pewnie nie wszystko, co się na was znajdzie. Wypuśćcie d Elvisa
i nawet nie próbujcie stawiać oporu.
Tłum rozstąpił się wokół wymienionych. Znów stali naprzeciw siebie jak poprzedniego
dnia, jednak tym razem nie było mowy o rozejmie. Peters wyszedł dwa kroki przed
pozostałych.
Odejdz, Powell! krzyknÄ…Å‚. Trzymaj siÄ™ od tego z daleka.
Wyście wszyscy oszaleli! Złóżcie broń po dobroci.
Po prostu odejdz wtrącił się Connors. Zostaw to nam.
Nie pozwolę wam zlinczować niewinnego człowieka.
On nie jest niewinny. To potwór w ludzkiej skórze. Zciąga na Springville same
nieszczęścia. Pozbycie się go to konieczność.
A kim wy będziecie, jeśli go zamordujecie?
On się tobą posługuje, Malcolmie dobiegł go głos z boku. Głos Chadwicka.
Czy tego nie widzisz? Wykorzystuje twoje słabości. Zwrócił cię przeciw ludziom,
których znasz całe życie. Boją się i potrzebują cię, a ty się od nich odwracasz. To diabeł.
Szeryfie... d Elvis chciał coś powiedzieć, ale Lex zdzielił go w żołądek. Szeryf
zrobił krok do przodu, ale Peters natychmiast zagrodził mu drogę, zanim podszedł bliżej. Teść
Maggie trzymał w rękach dwururkę.
Odejdz, Powell powtórzył.
Nie mogę, Frank. Nie wolno mi do tego dopuścić.
Patrzyli sobie prosto w oczy.
Pamiętasz, szeryfie zaczął wreszcie stary, zadziwiająco spokojnie jak wczoraj
mówiłem, że będziesz musiał wybrać, po której jesteś stronie? Teraz nadeszła ta chwila.
Wybieraj. JesteÅ› z nami, czy przeciwko nam?
Frank, nie zmuszaj mnie do takich decyzji...
Z nami czy przeciwko nam? krzyknÄ…Å‚.
Powell rozejrzał się po zebranych. Wszyscy czekali na jego decyzję. Widział w ich oczach
lęk i niepewność. Przeniósł spojrzenie na d Elvisa. Fotograf stał wyprostowany, z
pozbawioną wyrazu twarzą. Czekał na wyrok.
Przykro mi... Jestem przeciwko wam.
Peters zaczął podnosić strzelbę.
Malcolm zareagował instynktownie. Poderwał broń i wypalił do Franka. Pocisk trafił w
bark i rzucił starego na ziemię. Strzelba wypadła mu z rąk. Rozwścieczony Connors ruszył na
Powella z kijem baseballowym. Ten nie zastanawiając się strzelił mu po nogach.
Kątem oka dostrzegł postać wyrywającą się z tłumu. Biegła w jego stronę; w wyciągniętej
ręce szeryf dostrzegł czarny kształt.
Odwrócił się i wypalił w ostatniej chwili. Kula przebiła dłoń tamtego i ugodziła w klatkę
piersiową. Impet cisnął go na plecy. Upadł z rękami szeroko rozrzuconymi na boki.
Dopiero po chwili Powell zrozumiał, co się stało.
Wielebny Chadwick leżał trzy kroki od niego. Tuż obok upadł niewielki egzemplarz Biblii.
Z jedną dłonią owiniętą pokrwawionym bandażem, a drugą strzaskaną pociskiem,
surrealistycznie przywodził na myśl zdjętego z krzyża Chrystusa.
Boże, co ja zrobiłem? Wokół niego wszystko zamarło. Poczuł, jak schodzi z niego
adrenalina i uginajÄ… siÄ™ pod nim kolana.
Czy o to wam chodziło? krzyknął do ludzi. Czy to się musiało tak skończyć?
Spojrzał na ciało pastora. Na obu rannych. Wreszcie na d Elvisa.
Co ja teraz mam zrobić? zapytał po prostu.
Fotograf wskazał za plecy Malcolma. Na ulicę przed biurem powoli wtoczył się odrapany
niebieski ford. Wysiadł z niego chłopak Lexa, najwyrazniej ciężko przerażony zastaną sceną.
Zabiorę się stąd teraz odezwał się d Elvis. Wie pan, gdzie mnie szukać w razie
potrzeby. Przecież na pewno sprawdzał pan moje dane.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]