[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Cholik pochwycił mocno pochodnię. Wyszeptał słowa mocy i dmuchnął na nią. Jego oddech
przeszedł przez płomień i stał się falą ognia, która uderzyła w głazy i rumosz gorącem kowalskiego
paleniska. Cholik przesuwał głowę, w prawo i lewo, wzdłuż linii szczurów.
Nullat z krzykiem przypadł do ziemi, ukrywając twarz. Odwrócił się od gorąca i wybił pochodnię
z ręki kapłana. Płomień dotknął brzegu szaty Cholika.
47
Kapłan szarpnął szatę i powiedział:
— Przeklęty głupiec. Prawie mnie podpaliłeś.
— Wybacz mi, mistrzu — zaskomlał Nullat, gwałtownie odsuwając pochodnię. Poruszał się tak
szybko, że niemal stłumił płomienie. Na posadzce, gdzie wcześniej leżała, błyszczało jeziorko oliwy.
Cholik miał zamiar dalej łajać mężczyznę, ale nagle uczuł słabość. Zachwiał się na nogach,
ledwo zdołał ustać. Zamknął oczy, by uspokoić zawroty głowy. Zaklęcie, użyte wkrótce po tym,
które zastosował wobec Raithena i do tego dużo potężniejsze, wyczerpało go.
— Mistrzu — zawołał Nullat.
— Zamknij się — nakazał Cholik. Szorstkość głosu zaskoczyła nawet jego samego. Ohydny
smród palonego mięsa, wypełniający komnatę, przyprawiał go do mdłości.
— Oczywiście, mistrzu.
Zmuszając się do głębszego oddechu, Cholik skoncentrował się na swoim wnętrzu. Jego ręce
drżały i bolały, jakby połamał wszystkie palce. Moc, którą był w stanie wykorzystywać, stawała się
zbyt potężna dla jego ciała. Jak to jest, że Światłość stworzyła człowieka, pozwała mu posługiwać się
potężnymi mocami, a potem pozbawia go śmiertelnego ciała, które wiąże go z tym światem? Właśnie
to pytanie zaczęło go odwracać od nauk kościoła Zakarum prawie dwadzieścia lat wcześniej. Wtedy
48
właśnie zwrócił się ku demonom. One przynajmniej obiecywały swego rodzaju nieśmiertelność wraz
z zachowaniem mocy. Musiał tylko pozostać przy życiu, kiedy już je otrzyma.
Gdy słabość częściowo przeminęła, otworzył oczy.
Nullat kulił się przy nim.
Próbuje uczynić z siebie mniejszy cel, jeśli pozostały jeszcze jakieś spragnione zemsty szczury,
domyślił się Cholik. Kapłan rozejrzał się po komnacie.
Magiczny ogień oczyścił podziemny korytarz. Dymiące, poczerniałe truchła szczurów pokrywa-
ły sterty gruzów. Spalone ciało odpadło od kości, pozostawiając ohydny smród. Słyszał zaledwie
słabe piski kilku niedobitków, ale żaden z nich nie miał zbyt wielkiej ochoty, by wyjść z ukrycia.
— Wstawaj, Nullat — nakazał Cholik.
— Tak, mistrzu. Byłem tam tylko po to, by cię przytrzymać, gdybyś upadł.
— Nie upadnę.
Trzymając się krawędzi szlaku, Cholik spojrzał na przepaść po lewej. Ostrożne badanie nie ujaw-
niło jej dna, lecz leżało ono bardzo głęboko. Kopacze wykorzystywali ją do pozbywania się, trupów
niewolników i innych, a także gruzu, który musieli usuwać z odkrytych fragmentów tuneli.
Mimo iż Cholik nie schodził do korytarzy pod Portem Tauruka przez tygodnie, starał się wie-
dzieć wszystko o wijących się i skręcających tunelach, które odkopano. Każdego dnia przeglądał
49
różne rzeczy, które kopacze wynieśli na powierzchnię. Starannie notował co ważniejsze lub co bar-
dziej interesujące znaleziska w swoim dzienniku. W Zachodniej Marchii same zapisane przez niego
informacje byłyby warte tysiące sztuk złota. Gdyby tylko pieniądze mogły przywrócić mu życie
i moc, którą stopniowo tracił, przyjąłby je. Ale pieniądze na coś takiego nie pozwalały, pomóc mu
mogło jedynie zdobycie magii.
A tylko demony hojnie obdarzały tą mocą.
Szlak, którym podążali, opadał powoli, wgryzając się w górę — Cholik uznał, że mogą znajdo-
wać się poniżej poziomu rzeki Dyre. Ciągły chłód i wilgoć osadzająca się na ścianach potwierdzały
to przypuszczenie.
Kilka minut później, po wejściu w kolejną odnogę tuneli wykopanych w pozostałościach Ran-
sim, Cholik zauważył potężny blask wielu pochodni i ognisk rozpalonych przez kopaczy. Wszyst-
kich niewolników podzielono na zmiany. Każda grupa pracowała przez szesnaście godzin, z ośmio-
godzinną zakładką, podczas której oczyszczali tunele z gruzu. Spali osiem godzin na dobę, gdyż
Cholik odkrył, że nie mogą pracować dłużej niż szesnaście godzin bez odpoczynku i snu, jednocze-
śnie przez dłuższy czas pozostając w pełni sił.
50
Takie środki, jak również straże, które Cholik wystawił, by chroniły kopaczy przed szczurami
i nieumarłymi, zmniejszały śmiertelność, ale nie do końca. Ludzie umierali przy pracy, a Cholik
martwił się tylko, że Raithenowi zbyt dużo czasu zajmuje znalezienie zastępców.
Cholik przeszedł przez główną komnatę, gdzie spali ludzie. Wszedł za Nullatem w jeden z now-
szych tuneli, omijając sterty gruzu leżące przy wejściu i w pierwszej jego części. Stary kapłan minął
całe zamieszanie nie zauważając go nawet, gdyż jego spojrzenie przyciągnęły potężne, szaro-zielone
wrota na końcu tunelu.
Przy krawędziach wielkiej bramy nadal trwali praca. Ludzie stali na drabinach wysokich na co
najmniej dwadzieścia stóp. Młotki i dłuta uderzały o kamień, a dźwięk ten odbijał się echem w tunelu
i komnacie za nim. Inni mężczyźni wsypywali śmieci na taczki i wyrzucali je na sterty przy wejściu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]