[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się, że ona myśli o nim w samych superlatywach. Przecież to
spotkanie ma przebiegać w miłej, pokojowej atmosferze.
- Nie ma ich...- mruknął Kemal, rozglądając się po sali
restauracyjnej. - Wygląda na to, że twoi znajomi już sobie poszli.
- Poszli? Dokąd?
- A czy ma to jakieś znaczenie? Poszli, a my i tak możemy coś
zjeść. We dwoje. O ile, oczywiście, nie zamierzasz ich szukać.
- Wcale nie! - zapewniła gorąco Lizzie. - A tak w ogóle to
jestem porządnie głodna. A ty?
- Jak wilk.
85
RS
Ciekawe, czy Kemal poprosił o ten stolik, zastanawiała się w
duchu Lizzie, kiedy podążali za kelnerem do stolika w ustronnym
miejscu. A może to ten kelner, człowiek niemłody, wykazał się
wielkim wyczuciem? Och, po co w ogóle się nad tym wszystkim
zastanawiać? Lizzie Palmer, z ciebie robi się prawdziwa neurotyczka!
- strofowała się w duchu.
Zerknęła do wielkiego lustra wiszącego na ścianie. Tak,
neurotyczka. Blada, ubrana na czarno. Niestety, nie było jak się
przebrać. A Kemal w czarnym, szytym na miarę włoskim garniturze
wyglądał jeszcze bardziej energicznie niż zwykle. Ten kolor
wspaniale podkreślał jego opaleniznę.
Uprzejmie odsunął jej krzesło. Usiadła. On zajął miejsce
naprzeciwko, teraz miała widok na kawałeczek opalonego torsu, a to
dzięki rozpiętej pod szyją koszuli. Głęboko odetchnęła. Tak, to ten
zapach. Ciepły, piżmowy męski zapach zmieszany z zapachem
sandałowca...
Wariatka. Przecież Kemal patrzy się na nią, a ona... Na szczęście
w tym momencie kelner podał jej kartę. Otworzyła ją szybko i ukryła
w niej twarz, nagle uświadamiając sobie, że pod skromnym
kostiumem ma bieliznę z cienkiego jedwabiu i koronek. Bieliznę,
którą Kemal wybrał dla niej w Stambule.
- Jestem twoją dłużniczką.
- Dłużniczką? A to dlaczego? - spytał, rozsiadając się wygodniej
w krześle.
- Winna ci jestem pieniądze za ubranie, które kupiłeś mi w
Stambule.
86
RS
- A, ta bielizna i tak dalej?
Czyli domyślał się, co miała na sobie. Niestety. Na domiar złego
jej policzki zrobiły się purpurowe, żeby Kemal nie miał żadnych
wątpliwości.
- Nie możesz tego przyjąć w prezencie?
- Nie przyjmuję prezentów. Od nikogo.
- Szkoda.
- Przyślesz mi rachunek? - spytała trochę głośniej.
- Słyszałem, że jedzenie w tej restauracji jest bardzo dobre -
odparł Kemal, również podnosząc trochę głos. - A kelner czeka,
żebyśmy złożyli zamówienie. Wybrałaś już coś?
I zagłębił się w swojej karcie. Kiedy podszedł kelner, Lizzie
poprosiła o pierwszą z brzegu potrawę, jako że głowę miała zajętą
czymś innym. Kelner przyniósł przystawki, lecz kiedy odszedł, znów
zaczęła drążyć temat:
- Więc ile jestem ci winna?
- Skąd ma wiedzieć? Podliczę, to ci powiem - rzucił
niecierpliwie. - A teraz zabierzmy się do jedzenia. - Nabrał na widelec
szparagi i zanurzył w gęstym maślanym sosie. - Popatrz na nie.
Przebyły tak daleką drogę, aż z Peru, tylko po to, żeby sprawić
przyjemność naszym podniebieniom - powiedział, podnosząc widelec
do ust Lizzie. - Jedz. Kelner będzie zły, jeśli okaże się, że przybył tu
nadaremnie. Trzeba szanować ludzką pracę.
Powoli wciągnęła do ust mięsistą pałeczkę, próbując przy tym
nie patrzeć na Kemala. Czuła jednak, że jej policzki znów płoną. Jak
na chłodną panią adwokat, zachowywała się dziwnie.
87
RS
- Czy mają państwo ochotę na wino? - spytał kelner.
- Nie, dziękujemy - odparł uprzejmie Kemal, ocierając usta dużą
batystową serwetką. - Czekają nas jeszcze pilne i ważne sprawy
biznesowe.
- Rozumiem, proszę pana.
Dalej wszystko potoczyło się błyskawicznie. Do Lizzie dopiero
po chwili dotarło, że wcale już nie siedzi, lecz stoi, a Kemal trzyma ją
mocno za rękę. W sekundę byli przy drzwiach.
- Mój płaszcz! - krzyknęła rozpaczliwie. Jednak Kemal
nieugięcie parł do przodu.
- Przyniosą ci - rzucił przez ramię, prowadząc ją do windy.
W windzie Lizzie oparła się jedną ścianę, Kemal o drugą. Nie
zamienili z sobą ani słowa. Nie musieli. Przestrzeń między nimi aż
drżała od wyładowań. Przez głowę Lizzie przelatywały niespokojne
myśli. Czy dobrze zrobiła, że do tej windy wsiadła? Może pomyliła
się? Oszalała? Może jej wyobraznia faktycznie w tym przypadku
okazała się zbyt bujna? Chyba tak, bo Kemal był taki spokojny. Zbyt
spokojny.
W końcu winda zatrzymała się i drzwi otworzyły się
bezszelestnie.
- Jesteśmy na miejscu - powiedział, puszczając Lizzie przodem.
Ci sami milczący służący, których Lizzie widziała w Turcji,
otworzyli przed nimi podwójne drzwi i Lizzie znalazła się w salonie
wielkości sali balowej średnich rozmiarów. Kremowy dywan był tak
gruby, że szło się po nim jak po materacu. I wszędzie unosił się słodki
zapach róż.
88
RS
- Lubisz róże, Lizzie?
- Kocham - wyznała, ostrożnie dotykając jeden z aksamitnych
płatków. - Zwłaszcza kremowe. Są takie delikatne.
- Przyleciały tu specjalnie do ciebie.
- Do mnie?- Ale... dlaczego?
- Nie domyślasz się?
- A powinnam?
- Chyba tak...
Kiedy drzwi zamknęły się za ostatnim służącym, Kemal
przyciągnął Lizzie do siebie. Jedną ręką zsunął jej żakiet z ramion,
drugą, równie niecierpliwą, zaczął rozpinać perłowe guziczki jej
bluzki.
Oparłszy ręce o jego szeroką pierś, próbowała protestować.
- Kemal...
Wyszło to jak cichy jęk. Kemal na moment przerwał rozpinanie
guziczków i pocałował ją.
- Dość już rozmów, Lizzie.
Przesunął lekko palcami po jej piersiach. Usta Lizzie rozchyliły
się natychmiast, a Kemal zabrał się do jak najszybszego dokończenia
rozpinania bluzki. Czekała na to z wielką niecierpliwością.
Wcale nie marzyła o jakiejś subtelnej grze wstępnej. Przerabiali
to już poprzednim razem.
Kemal rozpiął bluzkę. Potem zaczęli nawzajem zdzierać z siebie
ubrania, odrzucać je na bok albo skopywać. Następnie Kemal wziął ją
na ręce i ułożył na płaskiej powierzchni znajdującej się najbliżej - na
89
RS
szczęście była to duża, ciężka sofa, stanowiąca bezpieczne, stabilne
podłoże dla Lizzie, kiedy przygniotło ją duże, mocne ciało Kemala.
Byli zachłanni, czekali przecież zbyt długo. Lizzie okazała się
tak samo wymagająca i pełna niespożytych sił jak Kemal. Kochali się
w każdym pokoju luksusowego apartamentu. W każdym rogu
każdego pokoju. W łóżku dopiero na sam koniec.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]