[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ny. Przysiedli się więc do Mariano rozpoczynając półgłosem rozmowę o stosunkach rodziny Ro-
driganda.
Sternau i Mariano opowiadali na przemian wszystkie zdarzenia. Juarez słuchał z niezmiernym
zdziwieniem i uwagą. Chory poruszył się nieco, rysy jego poczęły się nieco rozjaśniać, wargi
poruszały się i słaby, ale słyszalny głos, wymówił tylko jedno słowo:
Amilla.
Znowu zapadł w poprzednią sztywność i omdlenie. Sternau chwycił go za rękę i począł liczyć
puls, po czym rzekł uspokajająco:
Puls wprawdzie słaby, ale dość regularny. Mam nadzieję, że nie grozi mu już żadne niebez-
pieczeństwo.
Słyszałeś to imię, które wyszeptał? spytał go Mariano.
Słyszałem, Amilla, nieprawdaż?
Tak Amilla. Ale co to za imiÄ™?
Nigdy go nie słyszałem.
Ja także nie, ani od niego, ani od innych.
Może tylko śni?
We śnie wypowiada się imiona tylko tych osób, które się zna, które istnieją lub istniały.
Zresztą nie sądzę żeby to był sen. Hrabia był zupełnie nieprzytomny. W tym stanie człowiek nie
śni, powracająca świadomość zwykła odnawiać te obrazy, które bezpośrednio przed omdleniem
zatruwały ducha. Imię Amilla, a więc ta, która nosi to imię nie jest wytworem fantazji, tylko rze-
czywistością.
Może znowu jakaś tajemnica?
Przynajmniej coś czego my nie znamy, jakaś osoba, którą zna hrabia, a o której my nic nie
wiemy.
Teraz znowu jest nieprzytomny?
Nie powiedziałbym tego. Patrz tylko uważnie na jego rysy, te drgania i tę minę. To dowód,
że nieświadomość zniknęła.
Słowa te sprawdziły się, gdyż hrabia po chwili wyszeptał:
Frederiko! Frederiko!
Wszyscy natężyli słuch, lecz nie usłyszeli nic więcej.
Mariano zapytał:
Frederiko? Kto to może być?
Nie mam pojęcia. Tego imienia nie wspominał nigdy przy nas. Dziwne, musimy zaczekać.
102
Po chwili twarz hrabiego sposępniała, poruszył się i wyszeptał:
Przebaczam, twoja matka była winną.
Obrócił się na bok. Dało się słyszeć równy, miarowy oddech. Sternau powiedział półgłosem:
Teraz śpi; nie będzie mówił przez sen.
Jaki jest jego stan? spytał Mariano.
Dotychczas jestem zadowolony. Cios w głowę nie naruszył mózgu, a więc poważnych kom-
plikacji nie należy się obawiać. Nadejdzie jeszcze pewnie mała gorączka i chwilowe umysłowe
osłabienie, ale przy troskliwej opiece i to wkrótce zniknie. Teraz popadł w głęboki sen, a to go
wzmocni. Nie słyszy nas, więc możemy swobodnie rozmawiać.
Juarez dowiedział się wszystkich szczegółów z historii rodziny Rodrigandów.
Doprawdy nie chce się wierzyć, nigdy bym nie przypuścił żeby coś podobnego mogło mieć
miejsce. Trudno uwierzyć, aby istniały takie potwory ludzkie, jak bracia Kortejo i Landola. Se-
nior Mariano jesteś przekonany, że hrabia Ferdynand jest waszym stryjem?
Nie mogę w to wątpić odrzekł zapytany.
Czy don Ferdynand jest tego samego zdania?
Najzupełniej.
Teraz więc potrzeba wyjaśnić tylko niektóre ciemne punkty.
Proszę na mnie liczyć. Zrobię co w moich siłach.
Bardzo nam na tym zależy, byśmy mogli liczyć na pana pomoc odrzekł Sternau.
Juarez odparł skromnie:
Teraz moja pomoc równa jest zeru, ale spodziewam się, że niedługo się to zmieni. Panowa-
nie Francuzów nie może trwać wiecznie. Wraz z nimi musi upaść ten sztucznie zbudowany tron.
Wówczas znowu będę prezydentem i jednym z pierwszych moich rozkazów będzie otworzenie
grobowca Rodriganda. Spodziewam się, że ów Pablo Kortejo wpadnie w moje ręce, ja też muszę
z nim wyrównać mój rachunek.
Sądzę, że nie będzie go trudno zaaresztować rzekł Sternau.
Tak całkiem bez problemów to się nie stanie odparł Juarez.
Będziemy go musieli długo szukać.
Ukrył się?
Wiem tylko, że go nie ma w rezydencji.
Wolno zapytać, czemu umknął?
Nie wie pan tego, senior Sternau?
Słyszałem pewną historię, w którą jednak nie chciałem uwierzyć. O Kortejo było głośno w
zwiÄ…zku z wydarzeniami politycznymi.
Słyszał pan prawdę!
Zadziwiasz mnie pan.
Tak, ów Kortejo wystąpił jako nowy prezydent.
Rzeczywiście? Ależ to jest istna komedia.
To prawda. Czy znasz pan jego córkę?
Senioritę, Józefę Kortejo? Znam.
Piękność pierwszej wody naturalnie!
Sternau roześmiał się i rzekł:
Chciałbym poznać tego mężczyznę, który potrafiłby ulec tym wdziękom.
Proszę popatrzeć na tę fotografię.
Juarez wyciÄ…gnÄ…Å‚ portret z kieszeni.
Ach, pan to ma! rzekł zdziwiony Sternau.
103
Tak, to ta sama niebezpieczna postać rzekł Mariano. Jak mi się zdaje jej wdzięki spotę-
gowały się z czasem.
Dziwicie się panowie, skąd to mam? spytał Juarez.
Z pewnością na skutek jakiegoś romansiku śmiał się Sternau.
Juarez rozbawiony potrząsnął głową i zauważył:
W takim razie seniorita Józefa musi mieć tysiące takich romansików, bo rozsyła swe wize-
runki po całym kraju.
W jakim celu?
Aby werbować stronników. Dama ta wierzy, że już teraz jest już córką prezydenta, jeżeli nie
króla Meksyku.
To strasznie głupie! Kortejo rzeczywiście znalazł jakiś zwolenników?
Więcej niż by pan przypuszczał. Pantera Południa także agituje za nim.
Musi mieć jakiś specjalny powód.
Naturalnie, ale nie wiem jaki. Oprócz tego zlatują się do niego liczne podejrzane indywidua,
które przy jego boku czują się bezpiecznie.
Zapewne opłaca je pieniędzmi płynącymi z dóbr hrabiego Rodriganda.
To pewne. Ten człowiek nigdy nie naprawi szkód, jakie wyrządził. Ale ja panu daję święte
słowo, że jeżeli wpadnie w moje ręce, odbierze dotkliwą karę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]