[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Która, jak pamiętam ze szkoły, jest najgorętszym i najbardziej suchym
miejscem w całych Stanach.
- Nazwę zawdzięcza poszukiwaczowi złota, który zgubił drogę - dodał
Jack. - Indianie używali innej nazwy: Tomesha, czyli Ziemia w Ogniu.
- Pasuje.
- Pojedziemy jeszcze odrobinę wyżej, do tamtych drzew.
Po kilku minutach byli na miejscu. Ginny natychmiast wdrapała się na
skałkę z nieodzownym plecaczkiem pełnym pluszowych misiów. Jack
pomógł Roxanne zsiąść z konia. Tym razem szybko cofnął ręce.
- Tak tu inaczej niż w Seattle - powiedziała, odchodząc w stronę brzegu
urwiska.
- Przede wszystkim nie ma wody - zaśmiał się, rozluzniając koniom
popręgi.
- Ani wody, ani statków, ani chmur, ani mew. Zupełnie inny świat.
Chciałabym pokazać ci Seattle - powiedziała
to, nim zdążyła pomyśleć. Jack jednak nie odrywał wzroku od pojemnika
z prowiantem, który odwiązywał od siodła.
- Widziałem już twoje strony - odpowiedział w końcu, rozkładając koc
pod drzewem. - Kiedyś podczas wakacji podróżowałem wzdłuż
Zachodniego Wybrzeża. Bardzo tam pięknie, tylko mokro.
- Faktycznie - przyznała. Miał wrażenie, że nagle posmutniała. Może
ogarnęła ją tęsknota za domem?
Roxanne patrzyła na jałową ziemię w dole. Piasek, skały i małe drzewka.
Zgaszony brąz, beż, kość słoniowa i zieleń tak przytłumiona, jakby jej
wcale nie było. Nad tym wyblakłe, rozpalone niebo. A ona zamierzała
pokonać tę pustynię prawie bez przygotowania!
- W Seattle dostałem klaustrofobii - mówił Jack, podchodząc bliżej. - Jest
tam tyle drzew, budynków i gór. Jeśli dodać do tego chmury, mgłę i
deszcz, który zasłania wszystko od góry do dołu, świat wydaje się
strasznie mały.
- No tak - zgodziła się Roxanne. - Tu faktycznie jest ogromny. -
Odwróciła się do niego. - Chyba taka wycieczka nie jest dla ciebie zbyt
miła?
- Skąd ci to przyszło do głowy? - zdumiał się.
- Twoje ciocie powiedziały mi, że kiedyś przyjeżdżałeś tu bardzo często.
Niewiele wiem o twojej byłej żonie, ale...
- Jedną chwileczkę - przerwał jej, unosząc dłoń. - Nigdy tu z nią nie
byłem.
Roxanne patrzyła na niego z otwartymi ustami.
- Nicole nienawidziła koni, pustyni, pikników, skał i mnie.
- Mam już pełny obraz - przerwała Roxanne i dodała cicho: - Z pewnością
jednak mylisz się, mówiąc, że nienawidziła ciebie. Nie wierzę, żeby
mogła cię nienawidzić.
Miał kłopoty z odzyskaniem głosu.
- Mówisz to tak, że... ja... - zająknął się. Odchrząknął i podjął
pewniejszym już głosem: - Może masz rację i nienawiść" nie jest
właściwym słowem. Ona po prostu czuła, że ją zawiodłem: Liczyła na to,
że przy mnie jej życie stanie się ciekawe i zabawne, a tymczasem... Sama
widzisz, co jej zaoferowałem.
- Nie mogłeś przecież zapewnić Nicole wszystkiego, czego jej brakowało.
A kiedy już miała Ginny...
- Nie posiadałem się ze szczęścia, kiedy zaszła w ciążę. Zawsze chciałem
mieć dzieci, a poza tym liczyłem, że dziecko scementuje nasz związek.
Nic bardziej błędnego. Dzieci nie przychodzą na świat po to, żeby
cokolwiek naprawiać. Teraz już wiem, że to rola rodziców. Ale przede
wszystkim nie wziąłem pod uwagę natury Nicole - mówił dalej. - Dla niej
dziecko było jeszcze jednym hobby. Po pewnym czasie znudziło ją.
- Ależ była głupia!
- Oboje byliśmy głupi.
- Ale ona porzuciła swoją córkę!
- To prawda. Jednak znacznie gorzej byłoby, gdyby ją ze sobą zabrała.
Poruszyłbym niebo i ziemię, żeby ją odzyskać. Nicole w gruncie rzeczy
chyba po raz pierwszy nie myślała wyłącznie o sobie i zostawiła Ginny,
wiedząc, że tu będzie córeczce lepiej.
Roxanne nie próbowała z nim dyskutować, choć w głębi duszy była
przekonana, że Nicole nie zabrała dziecka, bo byłoby tylko przeszkodą
podczas upojnego romansu.
- I tak Ginny została bez matki - westchnął Jack. - Dlatego Sal jest dla nas
tak ważna. Grace oczywiście też, ale
Grace lada moment będzie miała dziecko i zechcą z Carlem zamieszkać
we własnym domu. Pewno przebuduję dla nich dawne studio Nicole.
Będą bardzo blisko, ale to już nie to samo. Jedyną kobietą w domu
pozostanie Sal. Jestem z niÄ… tak samo zwiÄ…zany, jak ty ze swojÄ… babciÄ….
Roxanne domyślała się, co Jack chce jej powiedzieć. Po raz pierwszy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]