[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przyszedł i obejrzał twoje majtki.
Dziewczynka rozpłakała się już na dobre.
Zde. . . zdej-mij mnie. . . ! Ja. . . chcę. . . zejść. . . ! Było to gęsto okraszo-
ne chlipaniem i pociÄ…ganiem nosa.
110
Promień nakierował stopy dziewczynki na wąski rant wokół podstawy wazy.
Stań tu. Trzymasz się tam?
Y-hyyy. . .
Uważaj, teraz złapię cię w pasie. . . mniej więcej w pasie. . . Wtedy zesko-
czysz. Będę cię trzymał.
Po chwili dziewczynka stała bezpiecznie na posadzce. Natychmiast zaczęła
się rozglądać, zmartwiona i bezradna.
Zgubiłam bucik. . . ojej. . .
Jedną ręką wycierała oczy, a drugą usiłowała bezskutecznie przygładzić potar-
gane ciemne włosy. Promień rozejrzał się po najbliższej okolicy. Pantofla nigdzie
nie było widać.
Za ciemno stwierdził. Trzeba będzie poszukać rano.
Zimno poskarżyło się dziecko, chwiejąc się niepewnie na jednej nodze.
Promień rzucił dziewczynce posępne spojrzenie. Blask lampy padał z góry,
najlepiej oświetlając wierzch jej głowy, a twarz kryjąc w cieniu. Promień domyślał
się jednak, że to stworzenie ma około dziesięciu lat. Sięgało mu do ramienia, no
i nie było zbyt ciężkie. Obrócił się tyłem, przyklęknął.
Złap mnie za szyję rozkazał. Tej smarkuli z pewnością już ktoś szu-
kał. Była zbyt dobrze ubrana jak na córkę kogoś ze służby, a dobrze urodzonych
panienek nie puszczano samopas.
Posłuchała bez protestu. Zaczęła wiercić się dopiero, gdy splótł ręce pod jej
udami.
To nieprzyzwoite! pisnęła.
Możesz iść do domu boso. Proszę bardzo zgniewał się mag. Poza
tym nie usłyszałem jeszcze dziękuję . A w ogóle, kto ty jesteś, gdzie mam cię
zanieść i co, do ciężkiej cholery, robiłaś w tej wazie?
Mówisz brzydkie słowa! W głosie dziewczynki, prócz zgorszenia, za-
brzmiała nutka satysfakcji. Ale dziękuję. Ty mnie nie znasz?
Nie. A powinienem?
Wszyscy mnie znajÄ…. Jestem Jana. Na razie idz prosto w tamtÄ… stronÄ™
palec małej wskazał kierunek.
Promień podjął wędrówkę z żywym ciężarem na plecach. Nie zapomniał jed-
nak o pytaniu.
Co robiłaś w wazie?
Jana westchnęła ciężko, dmuchając mu w kark.
Strasznie chciałam zobaczyć czarnoksiężników. . .
Oho. . . !
Wdrapać się do środka było łatwiej. Schowałam się i czekałam aż wyjdą,
ale jakoÅ› nie wychodzili. . .
Promień przypomniał sobie, że faktycznie wyszli wszyscy całkiem inną dro-
gą przez wrota Wędrowców.
111
A potem czekałam, aż pójdzie sobie służba, bo przecież nie mogłam ze-
zwolić, aby ktoś mnie zobaczył. A potem chyba zasnęłam. W końcu obudziłam
się, a wtedy okazało się, że nie mogę zejść! Skręć w lewo. A potem schodami na
górę.
Kierowała tak Promieniem przez spory kęs czasu. Iskrę zaczęły trochę bo-
leć ręce i pożałował nieprzemyślanego gestu szlachetności. Nasłuchiwali cudzych
kroków, przeczekiwali, aż ucichną, by nie wchodzić w oczy niepotrzebnym świad-
kom.
Pewnie mnie szukają od długiego czasu. Oj, co to będzie. . . westchnęła
dziewczynka.
Lanie będzie mruknął Promień.
Mnie nie biją oświadczyła Jana z godnością. Mateczka mnie skrzyczy
albo. . . A w ogóle nic ci do tego! zakończyła gniewnie.
Pewnie zgodził się Promień obojętnie.
U kogo służysz? spytała Jana. Nie znam cię. Jesteś paziem? Nie, za
duży jesteś odpowiedziała za niego. Przyboczny, tak?
Skądże. . . !
Więcej Promień powiedzieć nie zdążył, bo doszli do rejonu, gdzie paliła się co
druga latarnia, a Jana zsunęła się na ziemię. Z niedaleka dobiegał odgłos kroków
straży i postukiwanie włóczni o posadzkę. Promień widział, jak Jana zagląda nie-
pewnie za węgieł, przestępuje niezdecydowanie z nogi na nogę i gniecie w palcach
fałdę sukienki.
Iść z tobą? zapytał.
Uhm. . . proszę skwapliwie chwyciła go za rękę i pociągnęła za sobą.
Strażnik był tylko jeden. Na widok przybyłych zamarł na chwilę, po czym
natychmiast otworzył najbliższe drzwi i zawołał do wnętrza:
Najjaśniejsza Panienka wróciła!
Promień zgrzytnął zębami. A to dopiero! Królewna! Dziecko w jednym bucie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]