[ Pobierz całość w formacie PDF ]
więc się nią interesować.
Endre gorąco zapragnął wziąć Marię w ramiona i wynagrodzić upokorzenie, jakiego
doznała, ale przecież nie mógł tego zrobić.
Nieprzyjemne milczenie przerwał Alexander.
- Tym razem podróż przebiegnie szybciej i nie będzie taka uciążliwa, bo pojedziecie w
moim orszaku.
Ze spuszczoną głową Magnus wyszedł z komnaty.
ROZDZIAA X
Ale nawet następca tronu Brandenburgii, legitymujący się królewskim glejtem, nie
zostaÅ‚ przepuszczony przez granicÄ™ do Bohuslän. Udali siÄ™ wiÄ™c na północ. Maria i jej
przyjaciele, którzy podczas swej wyprawy nie byli rozpieszczani nadmiernymi wygodami,
rozkoszowali się teraz wygodnymi saniami, ciepłymi skórami wilczymi, pochodniami
rozpalanymi wieczorową porą. Co prawda Endre wolał jechać konno, ale Maria, siedząc w
saniach, często na niego spoglądała. Widziała, że i on wodzi za nią oczami, i to napełniało ją
radością. To coś zupełnie innego aniżeli moje młodzieńcze zauroczenie Magnusem,
pomyślała. Raczej intensywne poczucie przynależności, wobec którego nieważne wydają się
podziały społeczne. Kiedy troskliwie otulał ją ciepłym futrem w saniach, ich spojrzenia
spotykały się na upojne sekundy. W takich chwilach świat wokół nich przestawał istnieć i nie
byli w stanie ukryć swych uczuć. Ale zaraz Endre na powrót stawał się pełnym taktu
przyjacielem, który służył z oddaniem swej księżniczce.
Tymczasem Magnus nic nie dostrzegał. Siedział obok Marii smutny i przygnębiony,
całkiem pozbawiony ducha walki. Martwił się nie tylko upadkiem Brandenburgii i porażką
Szwedów. Dręczyło go coś jeszcze, czuł w głębi duszy jątrzący ból...
Szybko przemierzali drogę na północ. Przed księciem i jego świtą otwierały się
wszystkie bramy, nocowali więc przeważnie we dworach i pałacach możnowładców.
W niektórych rejonach Szwecji wojna trwała nadal. Nie było komu dowodzić
chłopami, ale oni z własnej woli stawali w obronie swych wsi. Nie na wiele się to jednak
zdało. Król Christian podporządkowywał sobie kraj kawałek po kawałku.
Książęcy orszak przemierzył cało i zdrowo niespokojne trakty, aż któregoś wieczoru
utknął w posiadłości szlacheckiej w pobliżu granicy z Norwegią. Niedaleko stąd toczyły się
walki. Gdyby książę podjął najmniejszą nawet próbę wmieszania się w zbrojne starcia, glejt
umożliwiający mu swobodne poruszanie się na terenach objętych wojną straciłby ważność.
Magnus, Endre i Maria siedzieli w pięknej komnacie i rozmawiali o zaistniałej
sytuacji.
- No tak, znów dostaliśmy się w sam środek wydarzeń - stwierdził Magnus. - Póki co
mamy pożywienie i dach nad głową. Ale doprawdy korci mnie, żeby trochę przetrzepać skórę
tym Duńczykom.
- To nie są Duńczycy - wtrącił się Endre - lecz knechci szkoccy z wojska zaciężnego.
Okrutni i bezwzględni.
- Wiem. Tym bardziej należałoby zrobić z nimi porządek. Ale mówiąc poważnie, jeśli
o mnie chodzi, to nie wracam do Norwegii.
- Jak to? - zdziwił się Endre. - Dlaczego?
- Nie mogę, jeszcze nie nadszedł czas. Zapomniałeś, że zamierzałem powrócić jako
wódz? Jak więc mam się zjawić jako Magnus Maar, uboższy niż kiedykolwiek? Nie...
Zamierzam porozmawiać najpierw ze Stenem Sture. On mógłby mi nadać wyższy tytuł
szlachecki, dzięki czemu zyskałbym większy respekt. Co powiesz na to, Endre, byśmy ruszyli
stÄ…d w stronÄ™ Sztokholmu?
Endre długo wpatrywał się w siedzącą z boku Marię. Nie odzywała się. Jej piękna
twarz w obramowaniu czarnych włosów i na tle wspaniałych brokatowych draperii wydawała
się bledsza niż zwykle. Miała na sobie głęboko wydekoltowaną suknię z aksamitu w kolorze
czerwonego wina. Nie nosiła biżuterii. W jej oczach wpatrujących się marzycielsko gdzieś w
niewiadome odbijał się blask świec.
Magnus mógł ją zdobyć, a tymczasem złamał jej serce, pomyślał Endre.
Powoli odwrócił wzrok na przyjaciela i powiedział:
- Nie, Magnusie. Tym razem nie będę ci towarzyszył.
Twarz Magnusa oblała się gwałtownym rumieńcem.
- Co? Zostawisz mnie samego? Chcesz mnie zdradzić?
- Wydaje mi się, że raczej powinieneś unikać tego słowa Magnusie - powiedziała
cicho Maria.
Magnus zacisnął dłonie na poręczy fotela.
- Endre, zapomniałeś, kim jestem? Zapomniałeś, że kiedyś przyrzekłeś wspierać mnie
w walce o koronę Norwegii? A teraz, gdy twoja sytuacja trochę się poprawiła, chcesz
zrezygnować? Zaprzepaścić na dobre nasze wielkie zadanie!
Endre westchnął głęboko i odezwał się cicho smutnym głosem:
- Wiesz, Magnusie, kiedyś byłeś moim ideałem, bohaterem. Od dnia, w którym twoja
matka poprosiła mnie, bym pilnował, żebyś nie wpadł do stawu, a miałeś wówczas cztery
albo pięć lat, uwielbiałem cię i starałem się osłonić przed wszelkim niebezpieczeństwem.
Kiedy dorosłeś, byłeś mi niczym gwiazda, a twój cel był moim celem. Ale nie mogłem cię
ochronić przed złem tkwiącym w tobie. Pomyśl, nie zauważyłeś zmiany, jaka dokonała się w
twej duszy? Dawniej mówiłeś: Kiedy Norwegia odzyska niepodległość , a teraz w kółko
powtarzasz: Kiedy zostanę królem Norwegii !
Magnus uczynił niecierpliwy gest.
- Przecież to w gruncie rzeczy to samo!
- Nie - zaprzeczył Endre. - To nieprawda. Jeszcze niedawno mówiłeś o tym, czego
dokonasz dla ludu norweskiego, a ja słuchałem ciebie z nabożeństwem i bezgranicznie
podziwiałem. Ale w ostatnim czasie twoje plany sprowadzają się do zemsty.
- To z powodu kłopotów - usprawiedliwił się Magnus.
Endre potrząsnął głową.
- Przykro mi o tym mówić - wtrąciła się Maria. - Ale nie jesteś ulany z odpowiedniego
stopu, by zostać królem, Magnusie. Wszystkie swoje zamierzenia opierasz na pomocy innych.
Zależało ci na przykład na mnie, bo chciałeś czerpać korzyści z mego książęcego
pochodzenia. A ponieważ okazało się, że sytuacja się zmieniła, odrzuciłeś mnie jak zużyty
przedmiot. Teraz zamierzasz się posłużyć Stenem Sture, który być może kiedyś zostanie
królem Szwecji i będzie mógł nadać ci wyższy tytuł. Poświęciłeś swego przyjaciela...
- Nie - zaprotestował Magnus gwałtownie. - Endre sam tego chciał. Wtedy jeszcze
wierzył w naszą sprawę. Jak to się stało, że nagle zmieniłeś zdanie?
Endre popatrzył na niego ze smutkiem
- Nie, Magnusie - powiedział. - Już dawno zrozumiałem, że twoje ideały nie są moimi.
To nie dla Norwegii się poświęciłem, kiedy powstrzymywałem przy moście Duńczyków.
Wtedy, szczerze mówiąc, było mi to całkiem obojętne. Zależało mi jedynie na tym, żeby
Maria dotarła bezpiecznie do celu.
- Nazywasz ją po imieniu? Czy to nie nazbyt śmiałe jak na chłopskiego syna? - rzucił
ostro Magnus.
- Ma na to od dawna moje przyzwolenie - powiedziała spokojnie Maria.
Endre skinął głową. Na moment spojrzenia obojga napotkały się i Magnus oniemiał ze
zdumienia.
To niemożliwe, pomyślał, Endre i Maria, za moimi plecami?
Wezbrała w nim gwałtowna wściekłość.
- Endre! - rzekł lodowatym tonem. - Nie po to wyciągnąłem cię z gnoju, byś kradł mi
księżniczkę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]