[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zawołał do Jimmy'ego:
- Chodzcie tu ze swojÄ… szczotkÄ…, Wait! Jimmy
począł iść niespiesznie.
- Ruszcie siÄ™! Ehm! - chrzÄ…knÄ…Å‚ pan Baker. - Co
się stał z tymi waszymi zadnimi nogami?
Jimmy przystanął jak wryty. Powoli spojrzał
wytrzeszczonymi oczyma, w których malowało się
zuchwalstwo i smutek.
- To nie nogi - powiedział. - To płuca. Wszyscy
nadstawili ucha.
- A co... ehm... co im brakuje? - zapytał Baker.
Cała wachta stała na zmoczonym pokładzie,
szczerząc zęby, z miotłami albo kubłami w rękach.
Jimmy powiedział żałobnym głosem:
- Kończą się... albo już skończyły. Nie widzi
pan, że jestem umierający? Ja to wiem!
Pan Baker wysłuchał tego z niesmakiem.
80/143
- To po co, u diabła, zaokrętowaliście się na
ten statek?
- Muszę żyć, póki nie umrę... no nie? - odparł
tamten.
Chichoty stały się teraz dosłyszalne.
- Zabierajcie się z pokładu. Zejdzcie mi z oczu
- rzekł pan Baker.
Nie wiedział, co począć. Było to niebywałe
wydarzenie. James Wait posłusznie rzucił szczotkę
i z wolna ruszył na dziób. Pobiegł za nim wybuch
śmiechu. To było zbyt zabawne. Wszyscy się
śmieli. Zmieli się!... Niestety!
Zadręczał nas bezustannie; był gorszy od
koszmaru. Nie można było rozeznać, czy coś mu
dolega; po Murzynie tego nie widać. Z pewnością
nie był zbyt tłusty - ale też i nie chudszy od innych
znanych nam Murzynów. Kaszlał często, ale nawet
najprzychylniejszy człowiek musiał zauważyć, że
kaszle na ogół wtedy, gdy mu to jest potrzebne.
Nie chciał czy nie mógł wykonywać swej pracy - a
nie chciał się położyć. Jednego dnia wspinał się na
maszt wraz z najlepszymi, a za następnym razem
musieliśmy ryzykować życiem, by ściągnąć na
pokład jego bezwładne ciało. %7łądano odeń wy-
jaśnień, przepytywano go, napominano, grożono,
przymilano się do niego, pouczano. Został
81/143
wezwany do kajuty na rozmowÄ™ z kapitanem; W
związku z tym krążyły najdziksze pogłoski.
Mówiono, że nagadał staremu; mówiono, że go
nastraszył. Charley utrzymywał, że szyper się
popłakał i dał mu swoje błogosławieństwo i słoik
marmolady pomarańczowej". Knowles słyszał od
stewarda, że ten niebywały Jimmy zataczał się na
meble stojące w kaiucie, że jęczał, że narzekał
na powszechną brutalność i niedowiarstwo, a w
końcu wykaszlał się na meteorologiczne notatki,
które akurat były rozłożone na stole.
Tak czy owak, Wait wrócił na dziób
podtrzymywany przez stewarda, który począł nas
wzywać zbolałym. i wstrząśniętym głosem:
- Chodzcie tu! Niech go tam który podtrzyma.
Ma sią położyć.
Jimmy wypił cały blaszany kubek kawy i
zwymyślawszy jednego czy drugiego położył się
do łóżka. Pozostawał w nim prawie przez cały
czas, lecz kiedy mu to dogadzało, wychodził na
pokład i zjawiał się między nami. Był wzgardliwy
i zamyślony; spoglądał na morze i nikt nie mógł
odgadnąć, co kryje się w fakcie, że oto ten czarny
siedzi na osobności w postawie pełnej zadumy,
nieruchomy jak rzezba.
82/143
Uparcie odmawiał przyjmowania wszelkich
lekarstw; sago i mąkę kukurydzianą wyrzucał za
burtę, aż wreszcie stewardowi znudziło się mu
je przynosić. Prosił o lek uspokajający. Przysłano
mu- dużą flaszkę - dosyć, by wytruć całą rzeszę
niemowląt. Przechowywał to między materacem a
tarcicami poszycia statku i nikt nigdy nie widział,
by zażył bodaj dawkę. Donkin wymyślał mu w
oczy, kpił z niego, gdy Wait miał napad duszności,
a tego samego dnia ten pożyczał mu ciepły
sweter. Raz Donkin urągał mu przez pół godziny,
wymawiał, że przez jego markieranctwo wachta
ma dodatkową robotę, i zakończył nazywając go
czarną świnią". Znajdując się w mocy naszej
przeklętej wrażliwości, byliśmy tym przerażeni.
Natomiast Jimmy najwyrazniej ubawił się owymi
wymysłami. Rozpogodził się - i w Donkina poleci-
ała para starych butów marynarskich.
- Masz, ty szumowino z przedmieścia! - huknął
Wait. - Możesz to sobie wziąć.
W końcu pan Baker był zmuszony powiedzieć
kapitanowi, że James Wait zakłóca spokój na
statku.
- Rozwala wszelką dyscyplinę, a jakże, ehm -
chrzÄ…knÄ…Å‚.
83/143
Jakoż istotnie wachta sterbortowa o mały włos
nie odmówiła wykonania rozkazu, kiedy pewnego
rana bosman polecił jej wyszorować forkasztel.
Okazało się, że Jimmy nie lubi mokrej podłogi - a
owego rana byliśmy w litościwym nastroju.
Uznaliśmy, że bosman jest bydlakiem, i bez
mała powiedzieliśmy mu to. Tylko delikatność i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]